Recenzja książki Barbary Wysoczańskiej “Obiecaj, że wrócisz”.

_IMG_""

Barbara Wysoczańska po raz pierwszy zabrała mnie w podróż do swojego literackiego świata. Zostałam zaproszona do wędrówki po kartach powieści “Obiecaj, że wrócisz”. Nie znałam dotąd twórczości tejże Pisarki. Przyjęłam to zaproszenie z kilku powodów. Po pierwsze słyszałam bardzo wiele pochlebnych opinii na temat jej pisarstwa. Były to głównie kobiece opinie, a ja bardzo cenię zdanie kobiet. Po drugie Autorka jest mieszkanką Lubuskiego. W województwie lubuskim przeżyłam 30 lat. Ciekawa więc byłam, co ma do zaoferowania osoba mieszkająca w znanym mi i bliskim mojemu sercu regionie. Po trzecie, podobnie jak Pisarka, lubię historię, więc to również skłoniło mnie do sięgnięcia po ten tekst.

Usłyszałam kiedyś  zdanie: ”Nie każdego człowieka zapraszamy pod swój dach. Nie każdą książkę musimy przeczytać do końca”. Zgadzam się z tym. Powieść Barbary Wysoczańskiej przeczytałam z wielkim zainteresowaniem       w całości i nie żałuję poświęconego jej czasu. Dlaczego? Bo najnormalniej        w świecie akcja zdarzeń pochłonęła mnie doszczętnie, każąc zapomnieć o tym, co się dzieje dookoła. Z ogromną ciekawością zanurzyłam się w perypetiach bohaterów. Ich losy były koszmarnie trudne. Autorka osadziła fabułę w czasie drugiej wojny światowej. A wojna to przecież śmierć, ból, strach, tęsknota, bezsilność, zaszczucie i odczłowieczenie. Drodzy Czytelnicy. To wszystko odnajdziemy na kartach tej powieści.

Bohaterów poznajemy we wrześniu 1939 roku. Rozstajemy się siedem lat po wojnie. Przypominamy sobie najkoszmarniejsze momenty, jakie ta zawierucha zgotowała ludziom. Mord katyński, tragiczne warunki życia obozowego, łapanki, tortury, zimno, głód, holocaust, powstanie w getcie, powstanie warszawskie… Jesteśmy w przeróżnych miejscach, między innymi w Związku Radzieckim, w Wielkiej Brytanii, ale najczęściej w okupowanej Warszawie. Zawieramy znajomość z całą galerią postaci fikcyjnych i realistycznych, doskonale znanych nam z historii.

Niewątpliwie główną bohaterką jest młodziutka Karolina Kornacka. Córka polskiego wysoko postawionego oficera, pułkownika Wachowskiego. Żona porucznika Stanisława Kornackiego, który we wrześniu 1939 roku trafił do obozu w Kozielsku i od tej pory ślad po nim zaginął. Co się z nim stało? Tego nie wie nawet jego cudem ocalały adiutant Waldemar Romanowicz. Absolutnie nie zamierzam streszczać tej powieści. To byłby niewybaczalny błąd. Książka jest obszerna. Liczy prawie 500 stron. Muszę jednak zwrócić uwagę na sprawę niezwykle istotną. Karo dzięki pomocy niemieckiego oficera SS Friedricha Webera szczęśliwie wraca ze swoim miesięcznym synkiem Krzysiem z Brześcia nad Bugiem do zrujnowanej Warszawy. Schronienie znajduje w domu swoich teściów, osób bardzo szanowanych w stolicy. Jej teść jest wybitnym profesorem fizyki. Pewnego dnia zostaje zastrzelony pod drzwiami swojego mieszkania        z rozkazu Webera. Dotąd każdy dzień był dla dziewczyny walką o przetrwanie, ale śmierć profesora to prawdziwy dramat. Od tego dnia wszystko się zmienia. Willę zajmuje Weber. Wkrótce sprowadza tam swoją żonę Leni. Polki w jednej chwili stają się ich służącymi. Sytuacja niewyobrażalnie dla nich trudna. Między młotem a kowadłem. Z jednej strony muszą usługiwać wrogom, być na ich każde skinienie, a z drugiej obawiać się tego, żeby w oczach Polaków nie uchodzić za kolaborantki.

Karolina od dziecka była osobą dumną. Ojciec wpoił jej, że honor to wartość nadrzędna. Książka uzmysławia nam, że w życiu nie możemy być niczego pewni. Może się zdarzyć, że zostaniemy postawieni w sytuacji przymusu,         w której trzeba będzie dla dobra dziecka, męża, matki czy jakiejkolwiek innej bliskiej osoby nagiąć swoją hardość, pochylić głowę, zacisnąć zęby. W sytuacji bezpiecznej może nam się wydawać, że “nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”, ale w sytuacji zagrożenia warto przypomnieć sobie słowa Wisławy Szymborskiej: “Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Mówię to wam ze swego nieznanego serca”.

Przepadam za walecznymi kobietami. Za kobietami silnymi, odważnymi,   potrafiącymi przeciwstawić się złu. Taką kobietą można być w każdej sytuacji, ale wojna szczególnie takiej waleczności wymaga. Powieść pokazuje nam kobiety walczące z bronią w ręku, łączniczki, sanitariuszki, agentki wywiadu. Ale ileż było takich, które walczyły jak Karolina – we własnych domach            o przetrwanie! Które walczyły z głodem, zimnem, strachem, zaszczuciem…

Gdyby ktoś zapytał mnie o jedno najważniejsze zdanie w tej powieści, zdecydowanie wskazałabym to, które wypowiedziała Leni: “Wojna to wyłącznie sprawa mężczyzn”. Wstrząsające! Tylko pusta salonowa lala może powiedzieć coś takiego! Nie!!! Wojna to nie tylko sprawa mężczyzn! Kobiety nie mogą być wyłącznie ich ozdobą, zachcianką czy zabawką. Muszą mieć wpływ na ich chore zamysły i ambicje. Dla dobra ludzkości muszą przeciwstawiać się szalejącemu złu, które, jak widzimy, cały czas się panoszy, zagrażając naszym dzieciom i wnukom.

Powieść “Obiecaj, że wrócisz” jest wielowątkowa. Znajdziemy tu bardzo szeroko opisany wątek miłosny, wojenny, polityczny i społeczny. Książkę czyta się z zapartym tchem. Czytelnikowi towarzyszą gwałtowne zwroty akcji. Autorka posługuje się pięknym, barwnym językiem. Dodatkowym walorem jest to, że wydawnictwo “ Filia” zadbało o duży druk, który na pewno docenią starsi czytelnicy z osłabionym wzrokiem. Nie ukrywam, że oczy przyciąga też piękna okładka zaprojektowana przez Michała Grosickiego.

Na koniec chciałabym jeszcze podzielić się spostrzeżeniami dotyczącymi słabszych stron książki. Momentami odnosiłam wrażenie, że czytam podręcznik do historii. Nieco mi to przeszkadzało. Z drugiej strony rozumiem, że Autorce zależało na przybliżeniu tła historycznego i podaniu niezbędnych wiadomości      o przebiegu zdarzeń wojennych.

Oprócz tego opisy niektórych sytuacji wydały mi się dość naiwne i na siłę naciągane. Przykładem może być scena łóżkowa, w której Diana ( tak naprawdę Tatiana Paszczenko, radziecki szpieg) podczas miłosnego uniesienia próbuje zasztyletować Waldemara Romanowicza. Człowieka, który przeszedł gruntowne, wielotygodniowe i mordercze szkolenie komandoskie na terenie Wielkiej Brytanii.

Myślę jednak, że te moje końcowe uwagi są drobnostką w porównaniu do całkowitego odbioru powieści. Nie dziwię się kobietom, że tak przyjaźnie            i ciepło przyjmują książki Barbary Wysoczańskiej. Dołączam się do tych opinii. Pani Barbaro, gratuluję talentu, lekkiego pióra i kreatywności.  Na pewno będę chciała podjąć kolejną podróż z innymi bohaterami Pani powieści.

 

Ewa Młyńczyk

DKK Dobromierz